Małe marzenia czasem się spełniają.
Później małe marzenia zmieniają się w duże, które również czasem się spełniają.
A czasami czujesz, że siadasz do stołu i wszystko się nie liczy. Siadasz, żeby zatłuc. Masz niekorzystny matchup? Przeciwnik ma X-0? Nieważne. Idziesz po to, żeby zabić.
Opowiem wam o moim małym marzeniu, które zamieniło się w wielkie, ale w ostatnim momencie umarło śmiercią tragiczną. I zamieniło się w ambicję, która może jeszcze zaprocentuje. Opowiem wam, jak przez chwilę biłem się jak równy z równym z najlepszymi graczami PTCG na świecie.
London International Championships - mistrzostwa międzynarodowe w Europie, 10-11 grudnia 2016
Podróż do Londynu była całkiem męcząca. Dla Inumaru zdecydowaliśmy sie odebrać jego talię z Katowic, bo zapomniał zabrać jej do Anglii. W efekcie ruszyliśmy z Matilolem plus minus o 12:00, a na sali gry zjawiliśmy się o 20:30 dzień przed turniejem. Propsy dla Yabola - gdyby nie on, chyba byśmy tam zginęli.
Sądziłem, decklista Inumaru jest identyczna z moją, bo budowaliśmy ją razem - ale się pomyliłem. Przez cały miesiąc tak sądziłem, ale okazało się, że była jedna zabawna różnica.
Oto czym grałem:
4x Volcanion EX
3x Volcanion STS
2x Shaymin EX
1x Hoopa EX
12x Fire Energy
4x Professor Sycamore
2x N
2x Lysandre
1x Pokemon Ranger
1x Olympia
2x Parallel City
4x Ultra Ball
4x Max Elixir
4x Trainers' Mail
4x Energy Retrieval
4x VS Seeker
2x Escape Rope
2x Float Stone
2x Fighting Fury Belt
Różnica o której mówiłem, tkwi w Fishermanie - Inu i większość prosów uważa go za stapla, a ja wolę czwartego retrievala i ciągłe trzymanie w szachu rywali za pomocą Lysandra. Dobry gracz i tak nie pozwoli na 'bursta' za 220 w ostatniej turze gry - zazwyczaj nie ma już Volcanionów żeby go odpalić. Zamiast tego wybrałem Olympię która zapewniała dodatkową mobilność na Yveltala, oraz Pokemon Rangera, który pomagał na wszystkie locki.
Do pierwszej rundy turnieju siadłem z małym niepokojem, bo...
Runda 1: Michał Augustyn (Polska, Rainbow Road, 5-3-1)
Dlaczego na 500 ludzi muszę siadać do chłopa z którym trenowałem do 2 w nocy w dzień turnieju? Matchup z Rainbow Roadem bardzo się różni zależnie od konkretnych buildów, ale jedno powtarzałem sobie jak mantrę - 'Parallel City, N, Volcanic Heat' - jak modlitwę, żeby tylko nie stracić głowy i nawet przegrywając 2-3 prizami wyratować się tym manewrem przygotowanym jeszcze długo przed turniejem na Rayquazy i Xerneasy.
Pierwsza gra to martwy dociąg w zasadzie obu stron. Problem w tym, że kiedy Michał dobrał N'a, ja wyszedłem z niego na prostą, a on nie. A kiedy już wychodził na równo - Parallel City, N, Volcanic Heat. I było poskładane.
W drugiej grze moim najsilniejszym pokemonem była Hoopa EX, co bez psychicznych energii oznaczało przejście do 3 gry. Nadal było dużo czasu.
Znowu obaj dobieraliśmy bardzo źle, a Michał pierwszy rozłożył się, choć skromnie - naładowany Xerneas, Xerneas na ławce i Joltik. Dość powiedzieć, że zamiast zabić breakiem mojego volcaniona STS na dwa strzały, wybrał retreat, co było najlepszą opcją. Odetchnąłem - pierwszy wystawiłem się na stół i mogłem dopisać do rachunku 1-0-0. Michał znowu nie zaczął dobrze turnieju.
Runda 2: Jari Laakko (Finlandia, Volcanion, 5-2-2)
Kolejny mecz z gościem, którego być może nawet wyrzuciłem z top 32. Typowy mirror Volcanionów, tyle, że ja wiedziałem jak go grać, a on nie.
W pierwszej grze trafiłem wszystkie elixiry umiejętnie skracając wcześniej deck, więc pozamiatałem stół Volcanionami EX nawet bez ładowania się małym. Urzekł mnie jego naładowany Salamence EX promo który przy pełnym stole u mnie atakuje za 260... Ale skróciłem dwa exy Parallelem. Nawet z beltem żaden Volcanion EX nie był zagrożony.
Ta groteska znalazła swój finał w drugiej grze, kiedy najpierw Jari przestrzelił 3 Elixiry, a przy stanie 4-0 dla mnie wystawił naładowanego Salama przy Parallelu odwróconym w moją stronę... i zaczął liczyć obrażenia. 10 + (3x50) + 10 z belta to nadal nie 170 - przeciwnik poddał sie, życząc mi z lekkim rozczarowaniem powodzenia.
Runda 3: Israel Sosa (Stany Zjednoczone, Yveltal/Garbodor, 9-4-1)
Israel Sosa, zwycięzca trzech Regionalsów w zeszłym sezonie w USA. Tylko kilka osób na świecie było zdolnych do takiego wyczynu, a Israel to prawdopodobnie jedyna osoba, która dokonała tego w Stanach. Tak czy siak - twardy przeciwnik.
Pierwszy mecz rozpocząłem bardzo niekonwencjonalnie. Israel oczywiście zastosował najlepszą strategię - zablokował coś na aktywie Yveltalem z Fright Nightem i uderzył Pitch-Black Spearem za 60+60 w bench. Ja niestrudzony zrezygnowałem z klasycznej taktyki na rzecz.... Kopania się po max elixiry. Trafiłem trzy, wycofałem się Olympią i zabilem Yveltala za 130, poprawiając później jeszcze w Garbodora.
Drugi mecz był bardzo podobny - tyle, że przeciwnik bronił się pojedynczym Yveltalem EX, który nie zdążył skontrować. Bez Garbodora z toolem na stole udało się go szybko zabić, mimo podłożonego Fighting Fury Belta. 3-0-0!
Runda 4: Simon Eriksen (Dania, Yveltal/Garbodor, 5-3-1)
Simon to trzeci z braci Eriksenów, obok aktualnego mistrza świata seniorsów - Jespera, oraz bardziej znanego brata, Steffena. Simon jednak na arenie międzynarodowej również jest całkiem rozpoznawalny, więc wiadomo było, że nie będzie łatwo.
Pierwszy mecz przegrałem. Zostałem roztrzaskany w niemal klasyczny sposób, Yveltal Fright Night + Garbodor z toolem w drugiej turze. A jak już nadgryzł wszystko po 60, zabijał Yveltalami EX z dwoma energiami to, co akurat atakowało. Modelowy mecz.
W drugiej grze się odgryzłem - roztrzaskałem jednego Trubbisha, potem drugiego Lysandrując dziko i ładując Power Heaterem dwa Volcaniony. Bez ability locka Simon nie miał już zadnych szans, bo wszystko spadało mu na raz.
Trzeci mecz był bardzo dramatyczny - Simon zaczął, ale przestrzelił wszystkie cztery Max Elixiry w pierwszych trzech turach. Lock nawet wszedł, Yveltal Fright Night i Garbodor z Toolem - ale bez energii na ławce było bardzo na styku. Odwróciłem sobie umiejętnie Parallel City zrzucając nim Volcaniona EX z Fighting Fury Beltem i 18 counterkami na sobie. Drugiego podleczyłem Olympią i Simonowi zabrakło tych 30 obrażeń żeby wygrać. 4-0-0.
Runda 5: Tristan Wagner (Holandia, Zygarde/Vileplume, 7-6-1)
Osiemnasty zawodnik poprzednich regionalsów w Dortmundzie i pojedynek na pierwszym stole w Londynie. Mimo swojego kontrolnego charakteru mecz był nadzwyczaj interesujący - chociaż jednostronny. Niestety Vileplume lock siadł w obu przypadkach w pierwszej turze gry. Co prawda w obu miałem jedną turę gry i paliłem w niej absolutnie wszystkie itemy, a później VS Seekerami cofałem do ręki lysandry i pokemon rangera. Dzięki temu wyszedłem nawet w pierwszej grze na prowadzenie - kosztem jednego volcaniona STS zabiłem dwa Vileplumy! Po skończonym locku niestety pojawił się problem - nie mogłem zabić Zygarde EX z Fighting Fury Beltem (230 HP), bo... moje belty podłożyłem do Volcanionów STS, żeby zbić Oddisha. Mój maksymalny damage output wynosił 220, a on w międzyczasie zasłaniał się carbinkiem z safeguardem.
Dwukrotnie przygotowałem sobie na około strategię zabicia tego Zygarde EX na dwa razy - ale dwukrotnie dostałem N'a w połowie manewru i niestety moja ręka nie pozwoliła na jego dokończenie. Mogłem jeszcze wyrównać w drugiej grze, ale decydujący elixir przy 7 kartach w decku zostawił jedyną energię dokładnie na spodzie... 4-1-0.
Runda 6: Takuya Yoneda (Japonia, Rainbow Road, 6-3-0).
Mistrz świata seniorsów 2004.
Top 8 mistrzostw świata 2006 (już w mastersach)
Top 16 mistrzostw świata 2007
Top 16 mistrzostw świata 2010
Top 8 mistrzostw świata 2013
I weź tu z takim graj. Szczególnie, że go nie ma.
Czekam minutę, pięć, dziesięć, piętnaście... I mam czekać dalej. Niedoinformowani sędziowie chcą mnie wyrzucać z 13 stołu za rozpraszanie innych graczy... A ja czekam.
Po 29 minutach pojawia się mistrz Yoneda i Head Judge, który mówi, że Takyua miał deck złożony w połowie z japońskich i w połowie z angielskich kart, co było niedozwolone. W te 29 minut zmienił cały deck na... japoński, bo to jego narodowy język. A więc grałem z deckiem 'szlaczkowanym'.
Dostałem game wina, ale również 29 minut ekstra - więc prowadziłem 'za darmo', ale równie dobrze mogłem mecz przegrać 0-2 albo zremisować 0-1. Inne wyniki premiowały mnie, ale nie było miejsca na błąd.
Gość zaczął strasznie agresywnie. Trafiał wszystkie elixiry, rozłożył się na sky-fieldzie i zabił Volcaniona STS. Ja skontrowałem Parallel City i ładowałem się cierpliwie. Drugi Sky-field, Dragonite EX i drugi nokaut! 3-0 dla Takyui i robi się bardzo groźnie, bo ręce mam jak z waty a stół nieciekawy.
Na szczęście powtórzyłem swoją mantrę - Parallel City, N, Volcanic Heat i mamy to! 3-5, 3-3, 3-2, zupełnie bez żadnej kontry! Volcanion EX ginie, ale ja zabijam ostatniego Xerneasa i robi się 1-1 w nagrodach. Takuya próbuje jeszcze heroicznego ruchu! Trzeci sky-field, Brock's Grit, Dragonite EX, w zasadzie odnawia cały stół... Tylko, że ostatni elixir trafia dopiero drugą fairy, więc do skasowania mnie brakuje jednej tury, jednej energii. Pokemon Ranger i wygrywam! 5-1-0.
Runda 7: Michael Pramawat (Stany Zjednoczone, Yveltal/Garbodor, 10-3-1 - zwycięzca turnieju).
Tym razem rywal trochę mniej utytułowany - 'tylko' wicemistrz świata 2010 i top 8 mistrzostw świata 2012. No i, się okazało, zwycięzca internationalsów w Londynie.
Tu już zaczęło dopadać mnie zmęczenie. Pierwszy mecz identyczny jak z Eriksenem. Jeśli Yveltal Fright Night sie naładuje w dwie tury, wtóruje mu Garbodor z toolem i ma jeszcze Fighting Fury Belta, naprawdę nie mam pojęcia od której strony Volcaniona ma to rozmontować.
Drugi mecz agresywniej - zabiłem Trubbisha i zaraz potem Yveltala Fright Night. Pramawat ładował drugiego Fright Nighta który akurat był niegroźny i Yveltala EX na decydujacy zwrot.
Tutaj popełniłem pierwszy missplay w turnieju - prowadząc 2-0 wyciągnąłem z discardu Lysandra VS Seekerem, przeoczając Fighting Fury Belta przy Yveltalu EX. Brakuje jednej energii do zabicia tego Yveltala, więc próbuję się ratować wyciągając Shaymina EX. W zasadzie nawet pięcioletnie dziecko w amoku by tak nie zagrało - mogłem zabić Garbodora bez toola albo Yveltala fright night z energią. Po wyjściu na 4-0 Fright Night z beltem i Garbodorem ustawił grę i skasował mnie już bez straty nagrody... 5-2-0.
Runda 8: Tamao Cameron (Wielka Brytania, Yveltal/Garbodor, 5-4-0)
Sytuacja nie jest ciekawa. Nie mogę przegrać gry. Myślę, czy nie remisować, żeby przerzucić sobie obowiązek wygranej na ostatnią grę - problem w tym, że Tamao świetnie wie, że ma przewagę. Volcanion nie idzie dobrze na Yveltala, mimo, że zatrzymał mnie nim dopiero Pramawat w siódmej rundzie.
Początek to klasyka - on zaczyna, kasuje mnie Fright Nightem. Drugi mecz, absolutne przeciwieństwo - wpadają mi trzy elixiry, dewastuję go po prostu bijąc za 130 Volcanionami EX do końca gry. Olympia uchroniła mnie od akcji za 4 nagrody, co pozwoliło wyjść na 1-1.
To, co stało się w trzeciej grze, nie do końca jeszcze do mnie dociera.
Tamao : Trubbish, Double Coloress Energy, pas
Ja: Volcanion STS, fire energy, pass
Tamao: Garbodor, Sycamore z pełnej ręki, pas
Ja: Fire energy, pass
Tamao: Float Stone, Sycamore z pełnej ręki... pas?
Dokładam trzecią energię do Volcaniona i zabijam Trubbisha za 100 i jeszcze nie dowierzając przeglądam kombinację max elixirów, VS Seekerów, Lysandrów i darkowych energii zrzuconych hurtowo do discarda z dwóch sycamorów. To niesamowite, ale odbił się ode mnie pech z Berlina, kiedy to 3 lata temu szukałem z dwóch juniperek jakiegokolwiek basica, żeby zremisować mecz w ostatniej turze terminacji i przegrałem przez donka! 6-2-0.
Trudno mi opisać mieszankę radości, podniecenia i strachu o ostatnią rundę i deck checka którego przechodziłem w międzyczasie która mi towarzyszyła. Top 64 pewne! Mam kosmiczne tie-breakery więc remis może dać top 32! Pora siadać do ostatniej rundy.
Runda 9: Drew Kennett (Stany Zjednoczone, Greninja, 9-3-2)
Proponuję remis. Wygrywam flipa. Proponuję remis. Przeciwnik ma dwa mulligany. Dobieram dwie karty. Proponuję remis. Po trzykroć odrzucony.
Kilka stolików dalej Israel Sosa z tego samego teamu patrzy na mnie z dziwnym uśmiechem. On wie. Kurna. ON WIE CZYM GRAM.
Odsłania Talonflame. Wpadają mi dwa elixiry. Zabijam go w T2. W T3 zabijam Froakie. W T4 zabijam Frogadiera. W T5 zabijam Greninję, wychodząc na 4-0.
Gość wystawia dwie Greninje Break które kasują sześć nagród w trzy tury.
Druga gra. Odsłania Froakie. W T2 zabijam Froakie. W T3 zabijam Frogadiera. W T4 zabijam Greninję, potem drugą. 4-0 dla mnie.
To co się stało później, w zasadzie nie wymaga tłumaczenia.
6-3-0, 45/499 miejsce i tie-breaker lepszy o 8% od najlepszego 6-3-1 z 27 miejsca. To jest przepaść, ale zabrakło jednego remisu. O mało co nie popłakałem sie jak bóbr, a następnego dnia wpadłem w histerię, kiedy bliźniaczy Volcanion Pedro Eugenio Torresa ograł Kennetta w ostatniej rundzie na streamie, wyrzucając jego Greninję z top 8 i zajmując tam jego miejsce. Czy Delinquent zamiast Olympii był kartą która zrobiła różnicę?
Na otarcie łez okazało sie, że Matilol cudem wygrał ostatni mecz wchodząc do top 64, Lesiu prześlizgnął się do top 32 jako jedyny Polak startując od 1-1-2 i wygrywając 5 ostatnich gier, a Inumaru który ZGUBIŁ CAŁY DECK po 7 rundzie, odbudował go z pożyczonych kart podczas 8 rundy przegranej walkowerem i jeszcze wygrał 9 rundę, wskakując do top 64. Trzy wspaniałe historie, warte osobnego opowiedzenia. Śląsk jednak żyje i ma się czym pochwalić pierwszy raz od dawna.
Co mogę powiedzieć? Jestem szczęśliwy i wściekły. Podziękowałem praktycznie wszystkim którzy się przyczynili i pomogli, więc hajlajtów nie będzie - mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy i tym razem to cała Polska będzie szła ławą przodem. Do zobaczenia w Lipsku!