Temat: Austriackie Regionalsy - raport i pokłosie skandalu
Wybrałem się dziś na austriackie regionalsy w uroczej miejscowości Moedling 10 kilometrów od Wiednia.
Wydawało się na początku że to genialne wydarzenie - ludzie zaczęli się schodzić, dobiło w końcu do 50 zawodników, w tym 38 mastersów! Szkoda tylko, że musieliśmy się tłoczyć w jednej sali wielkości 40-45 metrów kwadratowych bo... W drugiej sali podobnej wielkości był jakiś mały turniej Yu-Gi-Oh na osiem osób.
Wystartowaliśmy prawie planowo, czyli o 14:30 zamiast o 14. No cóż, zdarza się najlepszym - chyba nie spodziewali się tylu ludzi, bo stoliki układali nawet na dworze (już pominę fakt że na nieco tylko większym niż standardowym szkolnym stoliku trzeba było zmieścić trzy pary, bo wszyscy jakoś się mieścili bez wielkiego ścisku na stole, czego nie można powiedzieć o staniu - nie było możliwości stać wszystkim osobom w sali do grania bo po prostu się nie mieściły.
Zasady gry: 50 minut, NXD-on, BO3. Sześć rund Swissa i top 8. Tyle powiedziano.
Trafiłem zabawnie w pierwszej rundzie na znajomego z Wiednia i zobaczyłem ze strachem, że gra bardzo szybkim Virizion EX/Mewtwo EX. Virzion ładuje, Mewtwo eksterminuje, Tool Scrappery latają. Nie zacząłem, w pierwszej rundzie dostałem łomot. W drugiej grze przeciwnik pociągnął nagrodę za mojego pokemona którego NIE ZABIŁ (przeoczył Eviolite), więc sędzia dał mu minor warninga i kazał odłożyć tego priza (mi kazał uwierzyć na słowo że to była dokładnie ta karta którą on podniósł z nagród).
Na szczęście Sigilyph obudził się i to był ostatni moment na odwrócenie losów meczu - dostałem pięć tooli z Professor Junipera i udało się wygrać zacięty mecz.
W trzeciej grze pojedynek był bardzo zacięty, przeciwnik wyszedł na 3-0 ale w tym czasie udało mi się w konspiracji naładować cały stół. Kiedy taktyczne zagrania spowodowały, że wszystkie Mewtwo i Trubbishe skończyły w discardach a Sigilyph z trzema Eviolitami stał solo naprzeciwko Viriziona udało się po N'ie przy stanie 1-1 w prizach przepchnąć przeciwnika na topdecki (pierwszy dobrałem professor Juniper z sensownych kart) i wygrać na styk.
Time is up i tu pojawia się pierwszy problem. Skoro gramy BO3 50 minut to i wypadałoby, żeby pojawiły się remisy, według wprowadzonych nowych turniejowych regulacji. Tyle, że dla wszystkich było to oczywiste prócz... sędziego, który upierał się przy tym, że program remisów nie przyjmuje, więc nie ma o czym rozmawiać. Konsensus po pół godziny kłótni i przerywaniu wszystkich terimnacji (przecież jest remis! Co z tego, że przegrywam 1-6 w trzeciej grze?) był taki, że wszystkich którzy "zremisowali" swoje gry... Usadzono do Sudden Deathów.
Z powodu licznych N'ów w T0 (jedna dziewczyna miała takie szczęście że po N'ie w T0 przeciwnika topdeckowała same junipery) faza sudden deathów trwała całe 20 minut.
Po jej zakończeniu okazało się, że program jednak przyjmuje remisy więc od następnej rundy gramy z remisami, ale zepsuła się drukarka więc zarządza się 10-minutową przerwę na jej naprawienie.
Po 10 minutach przerwy na naprawienie drukarki okazało się, że nie da się z jakichś powodów (!!??) odzyskać pliku turniejowego, więc turniej musi być rozegrany OD NOWA, w systemie PIĘCIU RUND swissa + top 8. Wyniki pierwszej rundy ANULOWANO
Siadłem więc do NOWEJ pierwszej rundy, o godzinie 16:20, dwie godziny i dwadzieścia minut po "rozpoczęciu" turnieju. Grałem z kobietą w średnim wieku z Virizion EX/Thundurus EX/Raticate/Laserbank. Tak jak w pierwszej rundzie nie zacząłem.
W pierwszej rundzie dostałem donka od Thundurusa, w drugiej zmiotłem kobietę z deski i w trzeciej miałem tyle farta, że miałem tylko trubbisha, energie i toole. Pozamiatał mnie Raticate BC ładowany manualnie (trzy energie w cztery tury)
W drugiej rundzie grałem z ... chyba jej córką (zwracała się do niej "mamo"), która operowała TDK. Znowu nie zacząłem. W pierwszej grze donk od Thundurusa, w drugiej pozamiatałem stół, w trzeciej z kolei dostawałem same Sigilyphy, toole i energie, a przy stanie 0-5 już nie dało się pozbierać nawet dobrze dysponując Silver Mirrorami.
W trzeciej rundzie grałem ze Speed Darkraiem. Nie zacząłem. W pierwszej grze donk od Sableya+Laserbank na Surskicie. Obserwując grę z wcześniejszej rundy mojego przeciwnika z M. Janousem z Czech (niektórzy znają to nazwisko) widziałem, że średnio jego tura trwa 3,5 minuty, więc na wyrównanie stanu meczu miałem naprawdę niewiele czasu. Udało mi się to po heroicznej walce i to za pomocą Sigilypha, bo przy pomocy Junk Hunta Tool Scrappery już wyczyściły mi całe pole z tooli.
Rozpoczęliśmy trzecią grę na 30 sekund przed końcem czasu. Przeciwnik skończył turę a ja rzuciłem Junipera po to, żeby zapełnić sobie ławkę basicami, zeby nie przegrać przez donka. Zapomniałem przy tym rozdać nagród.
Turę później rozpoczęła się terminacja, a przeciwnik zauważył mój błąd - wezwał więc sędziego.
Sędzia zapytał, czy przeglądałem deck w poszukiwaniu jakichś kart. Przeciwnik stwierdził, że "chyba tak", więc sędzia powiedzał - Game Loss (!!!!????).
Zasadniczo rozmowa która nastąpiła nie nadaje się do zacytowania, ale udowodniłem że NIE przeglądałem swojego decka więc dostałem karę "tylko" prize-carda (podczas gdy nie powinienem dostać żadnej, a przy przeglądaniu decka wcześniej karę priza), ale puenta była taka że z idiotą nie będę pracował i zdropowałem po trzech rundach. Nie wiem czy wpisał remis czy moją porażkę, ale sądzę, że nie miało to już żadnego znaczenia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie zamierzam komentować tego co się wydarzyło, bo mogę się okrutnie mylić co do pewnych spraw.
Chciałbym jednak napisać jedno, czego jestem pewien - czasem warto jest wydać trzy dychy żeby upewnić się w przekonaniu, że nie pasuje się do pewnych miejsc. To były zdecydowanie dobrze wydane pieniądze - będę miał dużo czasu, żeby zastanowić się, co dalej.
PS: Ten słynny "BO3" dla 50 minut nie ma żadnego zastosowania - pierwsza gra nadal decyduje o kształcie meczu, a jeśli przeciwnik się uprze, to nawet po szybkim wygraniu pierwszej potyczki druga tylko decyduje o tym czy zdążysz zremisować. Naprawdę nie spotkałem się z sytuacją, żeby ktoś przegrał pierwszą grę i udało mu się podnieść po tym na 2-1.
Dobranoc albo miłego dnia, zależy, kiedy to przeczytacie.