Runda 1: Lucas Peer (Laserbank Virgen - Wiedeń, Austria), zawodnik z top 8
Często tak bywa że jedziemy 500 km żeby pograć sobie z dobrym znajomym. Widywałem się z Lucą na miejscowych turniejach w Wiedniu kiedy byłem tam na wymianie więc wiedziałem że mogę wygrać, bo już wcześniej to robiłem. Warunek był jeden - jeśli Virgen nie zaczyna na darki Virizionem EX to można go powstrzymać.
To śmieszne, że grałem właśnie w niedzielę 12 turniejowych gier z VirGenem z wynikiem 6-6, wygrałem wszystko kiedy nie startował Virizionem i przegrałem wszystko kiedy... no właśnie.
Pierwszy mecz nie obfitował w wielkie emocje, wygrałem coin flipa, naładowałem Zoroarka do uderzenia za 120 i kiedy przeciwnik w T3 (właśnie T3 - turę przespał mu aktywny Genesect) użył Emerald Slasha, zobaczył u mnie na ławce Spiritomba i zaczął się pocić. No właśnie, tak to jest jak się wyrzuca plazmówki z juniperek.
Spudłował parę laserów i poddał mecz. W drugiej grze miałem crap, więc szybko przeszedłem do trzeciej gry, w której naładowałem stół małym Yveltalem i kombinacją Zoroarków i Yveltali EX zamiatałem wszystko na dwa hity. Spiritomb nie pozwolił mu wystawić G-Boostera, więc przegrał tę wymianę do jednego priza - tak jak należało. 3-0
Runda 2: Ondrej (Hammer Virgen - Morawy, Czechy), zawodnik z top 8
Ondrej zaprezentował bardziej cwane podejście do Virgena, bo zamiast laserów wrzucił 4 Crushing Hammery. Cwana taktyka, bo strata DCE boli podwójnie i trzeba tracić czas na odzyskanie stołu Yveltalem. Niestety nie całkiem cwana kiedy przegrywa się Coin Flipa i otwiera Jirachim. Tu postawiłem na ataki "z doskoku", uzupełniając stół Yveltalem właśnie wtedy kiedy mogłem zabić tak Jirachiego, specjalnie otrutego za 30 w pierwszej turze.
W drugiej grze szybki Virizion zmasakrował mój stół, ale w trzeciej nie dałem już szans, grając analogicznie - szczególnie, że Ondrej w tym meczu trafił 2 ze swoich 9 hammerów. 6-0
Na tym etapie tylko cztery osoby na 29 miało po dwa zwycięstwa. Tak zacięte mecze i szczęśliwe dla mnie remisy.
Runda 3: Luca Schuster (Laser Virgen, Wiedeń - Austria), zwycięzca turnieju
Najciekawszy mecz akurat bez historii - pierwszą zaczął Virizionem więc pozamiatał, drugą zacząłem ja na Genesecta więc go roztrzaskałem, trzecią zaczął Virizionem i G-Boosterem do Genesecta od razu (widać rękę dobrego gracza, nie czekał na Spiritomba wiedząc że trudniej wyszukać Megafona) i brzydko mówiąc, przerżnąłem. 6-3
Mój Tie-breaker szybkował w kosmos - grałem z jednym 3-0 i dwoma 2-2. Co z tego skoro następna porażka mogła wyrzucić mnie z topów?
Runda 4: ?? (Fairy Box, Austria), finalista turnieju
Na tym poziomie już ogryzków nie ma, ale chciało mi się płakać. Fairy najbardziej wykorzystuje zastąpienie Garbodora Zoroarkiem. Nie miałem żadnego pomysłu na ten mecz jak tylko urwać remis - i prawie mi się to udało. W pierwszym meczu przegrałem coin flipa więc skupiłem się na graniu - nie stallowaniu, ale po prostu graniu - i wykonywaniu akcji typu tasowanie dokładnie tak samo szybko jak przeciwnik (a tasował długo, więc kładłem na stół karty równocześnie z nim). Pierwszy mecz przegrałem po 25 minutach a w drugim szybko naparłem na słaby start Mewtwo/Landorus EX (przeciwnik mi trochę pomógł, bo ciągnął beznadziejny mecz wyrzucając na aktywnego mewtwo 3 max potiony), ale przytomnie poskładał karty żeby zdążyć mnie ograć.
W przedostatniej turze terminacji przegrywałem 4-2 i byłem mocno obity na ławce. Miałem 10 kart w ręku, random receivera a w decku tylko dwa supportery - Lysandre i N. Plan jest prosty - dobrać N'a, zasłonić się i zremisować! Wyrzucłem z dwóch ultra balli zbędne supportery, rzuciłem masę kart zagrałem Rower na trzy karty - nie dobrałem zadnego z tych supporterów! Random Receiver - Lysandre na topie!! Zasłoniłem się zoroarkiem, dostałem wrogiego Lysandre w ostatniej turze terminacji i przegrałem. 6-6
Moja zimna furia nie miała końca, ale po długiej chwili pogratulowałem przeciwnikowi. Wynik 2-2 zrzucał mnie na dwunastą pozycję i nie pocieszał mnie fakt, że przede mną dużo 2-1-1 i 2-0-2, których mogę jeszcze minąć. Przyszedł czas na ostatni mecz, zadzwoniłem już po kolegę z Bratysławy żeby po mnie przyszedł, bo umówiliśmy się na wino
Runda 5: Nina (Seismitoad/Yveltal, Bratysława- Słowacja) 13 miejsce, wyrzuciłem ją z top 8
Sytuacja bez precedensu - gdybym przegrał lub zremisował to grałbym z wszystkimi zawodnikami z top 8. Przeciwniczka bardziej zmotywowana z wynikiem 2-1-1, ale jak zobaczyła Zoroarka to aż się skrzywiła. Ten mecz grałem bardzo mądrze mimo że nie zaczynałem ani razu, Yveltalami uderzałem wyłacznie za 90, przygotowując ostateczny cios Zoroarkami. Obie gry bardzo podobne, właściwie zdecydowało sukcesywne obijanie Yveltali, niewystawianie Spiritomba i koszenie Lysandrami pod koniec meczu. Wygrałem 2-0, ale nie byłem z tego powodu jakoś specjalnie szczęśliwy. 9-6
Właściwie miałem już kurtkę na plecach i wychodziłem kiedy spojrzałem na wyniki - cuda się dzieją, fura remisów ludzi z 7 i 8 punktami w ostatniej rundzie i wychodzę na samodzielne szóste miejsce z najwyższym (62,5%) tie-breakerem w turnieju Kolega poczekał a mi przyszło zmierzyć się z ziomkiem który prześladuje mnie na każdym międzynarodowym turnieju, wielokrotnym mistrzem Republiki Czeskiej...
Ćwierćfinał: Martin Janous (Donphan, Czechy)
Tutaj moja bieda okazała się być moim błogosławieństwem - Hard Charmy idealnie dowalały Donphanom, a trzy Zoroarki były dobrze przygotowane na jego ściany. W końcu zasłonięcie się Zekromem nie wystarczyło, bo Yveltal XY nadganiał stół bijąc za 30, nadganiając stół i przygotowując Evil Balla Yveltala EX za 4 energie za 100 - bo Donhpan zwykle nie ma czym oddać. Kiedy dostawałem suche N'y broniłem się atakiem Spiritomba, który w końcu się przydał. Obie gry wyglądały tak samo, Martin zaczynał i nie mógł nic zrobić. Ostateczny nokaut wyliczyłem do ostatniej karty, dobierając cały deck z juniperki.
Naprawdę żałuję że nie grałem tego meczu na transmisji, Martin wybiegł z sali jak oparzony co uznałem za przejaw bucostwa, ale pogratulował mi dzisiaj na Facebooku co w moich oczach go w pełni rehabilituje. Prywatnie jest przyjemniejszy niż na turniejach
Półfinał: Luca Schuster
Mój pogromca z trzeciej rundy, chciałbym napisać wiele o tym najważniejszym w końcu meczu ale nie mogę - powtórka z półfinału z tą różnicą że zaczynałem w trzeciej grze - ale nie miałem energii w T0, nie nadążyłem ze Spiritombem co zupełnie zniwelowało moją przewagę i wykosił mnie do końca GG-Boosterem.
Świetny turniej, polecam wszystkim takie małe regionalsy, ale wiedzcie - na pewno na nich nie będzie łatwo, bo objeżdżają je okoliczne gwiazdy licząc na proste punkty